Temas diversos. Observar, pensar, sentir, fazer crítica construtiva e refletir sobre tudo que o mundo e a própria vida nos traz - é o meu propósito. Um pequeno espaço para uma visão subjetiva, talvez impregnada de utopia, mas, certamente, repleta de perguntas, questionamentos, dúvidas e buscas, que norteiam a vida de muitas pessoas nos dias de hoje.

As perguntas sobre a existência e a vida humana, sobre a fé, a Bíblia, a religião, a Igreja (sobretudo a Igreja Católica) e sobre a sociedade em que vivemos – me ajudam a buscar uma compreensão melhor desses assuntos, com a qual eu me identifico. Nessa busca, encontrando as melhores interpretações, análises e colocações – faço questão para compartilhá-las com os visitantes desta página.

Dedico este Blog de modo especial a todos os adolescentes e jovens cuja vida está cheia de indagações.
"Navegar em mar aberto, vivendo em graça ou não, inteiramente no poder de Deus..." (Soren Kierkegaard)

sexta-feira, 25 de setembro de 2015

Kwestia imigracji. Wzruszająca i mocna refleksja dawnej imigrantki. – Pewne aspekty do przemyślenia.


W obliczu największego od II Wojny Światowej kryzysu imigracyjnego, który właśnie wstrząsa Europą, mnożą się opinie, apele i refleksje co do kwestii imigrantów.  Wiele postaw i wypowiedzi jest zupełnie sobie przeciwstawnych. Niektóre tchną aż do przesady niewinną naiwnością i ‘ślepotą’, inne  – skrajnym uprzedzeniem, ksenofobią i nienawiścią. Wszyscy sie wypowiadaja. Wiele osób boi  się o przyszłość. Inni nie wiedza co na ten temat mówić.

W Polsce, na przykład (i nie tylko w Polsce), wielu argumentuje swój sprzeciw przeciwko przyjmowaniu uchodźców tym, że jest to w rzeczywistości prawdziwy ‘najazd islamu’ na Europę i trzeba  traktować te kwestie jako zagrożenie dla ‘wartości’ chrzecijańskich europejskich narodów. I wielu przychyla się do tej opinii.
Inni chylą się raczej za wezwaniem papieża Franciszka do  okazania tym ludziom pomocy i solidarności.

Moim zdaniem, sytuacja jest rzeczywiście złożona i trudna, i na pewno nie łatwo jest dojść do szybkich i jednoznacznych działań. Nie ma,  rzeczywiscie,  innej sposobności na szybkie działania, jak szukanie jej i nałożenie rozwiązań drogą polityki i dyplomacji pomiedzy wszystkimi krajami Europy.  I chyba tak się to stanie.

Ale, tak na marginesie tego zjawiska, przynajmniej trzy pytania i wątpliwości z pewnością zasługują na uwagę, przemyślenie, odpowiedzi i skorygowanie błędnych postaw i poglądów. I mogą ranić głęboko, jak kolce! 

1) Nie jest to hipokryzja, nalegająże wartości chrzescijańskie będą zagrożone, jeśli to właśnie one, w tym momencie, nakazują MIŁOŚĆ i MIŁOSIERDZIE wobec wszystkich, tym bardziej wobec rodzin i osób uciekających przed wojna, przed śmiercią, przed głodem? Czy nie taki był i jest nakaz Chrystusa? Czy to nie właśnie dlatego papież Franciszek apeluje do chrześcijan o okazanie w praktyce tego, co powinno stanowić główną oś prawdziwej wiary chrześcijańskiej?... A może MIŁOŚĆ i MIŁOSIERDZIE  dzisiaj już są selektywne?  Powinno się je okazywać tylko niektórym, tylko ‘swoim’, tylko przyjaciołom? Czyżby o tak interpretowane wartości chrzescijańskie chodziło w argumentach przeciw wyciągnięciu ręki tym rzeszom uchodzców?... Czy dzisiaj  rzeczywiscie Europa jeszcze może twierdzićże jej wartości są chrzescijańskie? Wydaje mi sięże wiele różnych praktyk wprowadzanych w dzisiejszych czasach w Europie w imię ‘wolności i postępu” daje  raczej poważne powody, żeby myślećże tam nie przejmują się już wcale ‘wartościami chrześcijańskimi’.

2) Czyżby państwa Europy nie były dzisiaj na tyle silne i inteligentne, żeby potrafić wykryć i odizolować elementy zagrażające bezpieczeństwu swoich społeczności? Zadanie to nie jest łatwe, ale możliwe do zralizowania. Myślę że państwa i narody ‘pierwszego świata’ przyjmujące imigrantów i uchodźców,  mają okazję by pokazać swoją siłę, organizację i determinację w przestrzeganiu przez wszystkich swoich mieszkańców swoich rzetelnych i sprawiedliwych praw (chyba że te prawa nie są aż tak przejrzyste i mocne – to już byłaby inna kwestia). Tak powinno być w prawdziwie demokratycznych krajach.

Kto przybywa "z zewnatrz" i zostaje przyjęty do społeczności w jakimkolwiek z tych krajów, na pewno wie, że powinien się przystosować do do nowego miejsca i szanować to co tam zastaje, gdyż w ten sposób sam  zyska szacunek i będzie szanowany. I jeśli nie wie, oczywiscie, powinien zostać o tym poinformowany. Każdy, kto zostaje przyjęty, powinien więc mieć  świadomość że przybywa do ‘cudzego domu’, w którym możżyć razem z mieszkańcami, być dobrze traktowanym i mieć perspektywy na przyszłość. Może liczyć na MIŁOŚĆ i SPRAWIEDLIWOŚĆ. I wdzięczność powinna być pierwszą i bezwzgledną cechą każdego, kto zostaje tu przyjęty. Zaś w stosunku do niezadowolonych albo przybywających z innymi intencjami – państwo musi mieć środki i sposoby, żeby takie osoby odprawić z powrotem do ich własnego kraju. Prawo do takiego postępowania wynika z zasady sprawiedliwości i na pewno jest koniecznym warunkiem do zagwarantowania suwerenności i własnego bezpieczeństwa przez kraje przyjmujące imigrantów.

3) Nie sposób nie mysleć o przyczynach tego ogromnego “êxodos”. Świat cywilizowany jak najszybciej musi podjąć konkretne i definitywne działania przeciw państwu islamskiemu (ISIS) i innym fakcjom terorystycznym i zbrodniczym. Ich szokujace zbrodnie i okrutne postępowania absolutnie niczym nie mogą być usprawiedliwione. Jestem zdania że, w tym przypadku, dla dobra ludzkości, jedynym i radykalnym rozwiazaniem dla cywilizowanego swiata XXI-go wieku musi być “TOLERANCJA ZERO”. Niestety, innego wyjscia chyba nie ma.

Wiadamo też, że podstawową przyczyną tych wielkich konfliktów zbrojnych, niosących bratobójczą zawiść i przelew krwi, są skrajne i patologiczne interpretacje doktryn i dogmatów religijnych. Czy można to skorygować? ... Niektórzy, broniąc wolnosci religijnych, mówią że ‘religii się nie dyskutuje'.  Ale chyba takie stwierdzenie nie za bardzo ma tu miejsce. Uważam ze takie  kwestie powinny i muszą być dyskutowane. Tak, powinno się dyskutować również i religie, jeżeli rzeczywiście niosą one w sobie gwałt, przemoc i 
śmierc. I  powinny to robić właśnie same religie. Tylko w ten sposób, wskazane i nazwane po imieniu te wszystykie patologie  mogą być odrzucone. 

Biblijne zdanie Bądźcie  więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!" (Mt 10,16), chyba też  w dzisiejszych czasach, i szczególnie w obliczu zjawiska imigracyjnego, powinno skłaniać każdego człowieka do refleksji. We wszystkich opiniach i postawach nie może zabraknąć przede wszystkim zdrowego rozsadku. A poza tym, niezbędna tu jest empatia: "I gdyby to działo się ze mną i z moją rodziną?... - umieć postawić się w  miejsce tych ludzi. 

Na koniec, nie mogę powstrzymać się od umieszczenia tu, w moim blogu Indagações-Zapytania, wspaniałego tekstu, którego autorką jest Asida Turawa. Tekst ten stanowi wpis, jaki Asida umieściła w Facebooku. Zasługuje na uznanie i rozpowszechnienie go  na jak największą skalę.

Z mojej strony, składam jej gratulacje za inicjatywę podzielenia się z innymi swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami!

WCejnóg  


Asida Turawa

„Jestem imigrantem. Przeniosłam się do Polski z Kaukazu jakieś pół życia temu. Nie jestem katoliczką. Wychowano mnie w innym wyznaniu, innym wyznaniu, w innej kulturze z innymi tradycjami. Byłam uchodźcą. Uciekałam przed wojną i wiem jak to jest. Z autopsji. Jestem tolerancyjna, daleko mi do ksenofobii czy nacjonalizmu, bo to wszystko, czego się ksenofob boi najbardziej – to ja.



Uciekałam przed wojną z mamą, ciocią i moimi dwiema siostrami. Tak, łódką, pamiętam jak dziś. Nie było z nami taty, wujka, a nawet dziadka, tata z innymi mężczyznami walczył o swój, nasz kraj. Uciekałyśmy do Rosji. Nie wybierałyśmy kraju ze względu na dobrobyt czy możliwości. Uciekałyśmy do najbliższego bezpiecznego miejsca, by być jak najbliżej taty i móc jak najszybciej wrócić do domu, gdy tylko się da. Nie wszyscy byli zachwyceni tym, że oto przypłynęłyśmy. Ale o nic nie prosiłyśmy, niczego się nie spodziewałyśmy. Mówiłyśmy po rosyjsku i byłyśmy kulturalne, grzeczne do przesady i pełne szacunku dla ludzi, którzy chcieli nam pomóc. Do dziś nie wiem, jak mama to wszystko wtedy załatwiała, że miałyśmy gdzie spać, co jeść. Dołączyła do znienawidzonych przez ludzi tzw „spekulantów” z wielkimi plastikowymi torbami, którzy handlowali czym mogli na ruinach byłego związku radzieckiego. Moja mama – filolog, muzyk, pianistka.

Pamiętam, że przygarnęło nas na jakiś czas sanatorium dla dzieci z chorobami skóry. To nie były dzieci ze zwykłą wysypką, tam były naprawdę przerażające choroby, dzieciaki wyglądające jak 90-letnie starcy… My byłyśmy przerażone, pierwszą reakcją było odrzucenie, ale dorośli bardzo szybko wytłumaczyli nam, że tu żyjemy na ich zasadach. Jemy z nimi, kiedy oni jedzą, śpimy wtedy, kiedy oni śpią, oglądamy telewizję i bawimy się razem z nimi, bo jesteśmy tu gośćmi.

Przyjechałam do Polski. Potem już, po latach, na studia. Za sprawę honoru uznałam poprawne wysławianie się bez akcentu, możliwość rozmowy z Polakiem na tematy, które są Polsce i Polakom bliskie, bez pytań „jak się Pani podoba w naszym kraju”, jeśli to miał być mój kraj. Nie chodziło o zdradę własnej kultury czy tradycji, bo poznawanie innych kultur wzbogaca naszą własną, chodziło o szacunek dla ludzi, z którymi żyję.

Świętuję razem z teściami katolickie święta. Z miłości do mojej rodziny, z szacunku, ze zwykłej grzeczności i uprzejmości w końcu. Nikt nie każe mi iść do komunii, ale nic mi się nie stanie, jeśli ładnie się ubiorę i kulturalnie zasiądę do stołu. Odwiedzając kogoś w jego kraju, świątyni, domu zastosuję się do jego zwyczajów. Jestem tolerancyjna. Bardzo. Czuję się obywatelem świata i nikomu nie zaglądam do łóżka – wszystkie kolory skóry i tęczy są dla mnie tak samo wartościowe. Ale tolerancja nie polega na ślepej akceptacji wszystkiego jak leci. Może i jestem hipokrytą, ale moja tolerancja jest wybiórcza, bo nie toleruję zła. Nie toleruję agresji i sytuacji, w której drugiej osobie dzieje się krzywda. Jeśli tradycja wymaga okaleczenia, gwałtu, pobicia, to moja tolerancja nie sięga tak daleko.

Świat nie jest czarno-biały. Między „jestem na tak” i „jestem na nie” istnieje jeszcze całe mnóstwo półtonów i niuansów. Kiedy ktoś mówi o „dzikusach” i „brudasach” ja pierwsza się oburzam, ja też jestem tym „dzikusem”, tym „brudasem”, spójrzcie na mnie, żyję z wami od lat. Przecież wśród tych ludzi mogą być lekarze, wielkie talenty i po prostu kulturalne i otwarte osoby, które nie zasługują na to, by się ich bać. Kiedy ktoś mówi, że nie warto pomagać, bo sami mamy niewiele, nie mogę się zgodzić. Ale ludzie, którzy nie szanują jedzenia na tyle, że śmieją je wyrzucać, widocznie nie potrzebują tej pomocy. Nigdy nie zapomnę smaku obrzydliwej zupy w proszku, którą jako uchodźcy dostałyśmy od kogoś, płakałyśmy i jadłyśmy ją, prawdziwa potrzeba nie pozwala wyrzucać jedzenia.

Nie zajmę stanowiska w sprawie uchodźców, bo jeśli zranię tym chociaż jedną osobę, która ratując się przed wojną przybywa z pokorą, szacunkiem i wdzięcznością, to nie będzie warto. Tym bardziej, że to samo spotkało kiedyś mnie i moją rodzinę. Tyle że w mojej historii młodzi mężczyźni nie porzucali swojego kraju, żeby wyruszać do bardzo odległych geograficznie i kulturowo państw, by obrzucać odchodami autobusy na granicy, wyciągać kobiety z samochodów za włosy, bić je i kopać z powodu bluzki z dekoltem, a potem gwałcić, tymże dekoltem usprawiedliwiając swoje zachowanie. Ktoś, kto nie szanuje drugiego człowieka na tyle, że w jego własnym kraju, udzielającym azylu, śmie podnieść na niego rękę – nie jest uchodźcą, proszę mi wierzyć. I proszę, nie odbierajcie mi prawa bać się tego kogoś, zarzucając mi nacjonalizm, ksenofobię, zacofanie i nietolerancję, te rzeczy są mi obce, brzydzę się nimi. Tak jak brzydzę się gwałtem i przemocą.”

Źródło: Facebook 

-_________











Asida Turawa  (Foto: Internet )



Nenhum comentário:

Postar um comentário